Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

O tym, jak prawdziwe Bękarty Wojny prawie uśmierciły 6 milionów Niemców

195 390  
533   68  
Nie tak dawno temu Quentin Tarantino przedstawił nam radosną historię grupy wojennych wyrzutków wyspecjalizowanych w gnębieniu nazistowskich żołnierzy. Bohaterowie filmu zawsze pozostawiali przy życiu tylko jednego Niemca, któremu to wykrajali na czole swastykę – głównie po to, aby łatwiej go było zlokalizować po wojnie i również temu niedobitkowi skopać dupsko.

W swojej wizji wyrównywania rachunków z nazistami, Tarantino może i trochę zaszalał, ale z drugiej strony – jego filmowa opowieść wydaje się pestką w porównaniu z tym, co po wojnie planowała zrobić prawdziwa ekipa ocalałych z Holokaustu Żydów.

W 1946 roku odbyły się tzw. Procesy Norymberskie, w których sądzono 22 zbrodniarzy wojennych. Za swoje czyny śmiercią odpowiedziało 12 osób, reszta albo skazana została na dożywotni pobyt w więzieniu, albo na wieloletnie pozbawienie wolności. Trzem udało się nawet wybronić z zarzutów, dzięki czemu zostali uniewinnieni. Trudno oczekiwać, aby w ramach pokuty za pogrom ludzi w obozach koncentracyjnych wybić w pień cały niemiecki naród... ale z drugiej strony – krótko po wojnie, kiedy jeszcze rany były świeże, wiele osób, które przeżyły Holokaust, zadawało sobie pytanie „Czym jest stracenie 12 osób w obliczu śmierci przeszło 6 000 000?”
Świadomość tego, że przy życiu pozostają ludzie, którzy zamykali drzwi komór gazowych, wykonywali masowe egzekucje czy bez mrugnięcia okiem rozłupywali czaszki noworodkom w obozach zagłady, była nie do zniesienia.

W poszukiwaniu zemsty

Rachunek był prosty. Krótko po zakończeniu wojny w Niemczech mieszkało 13,2 miliona mężczyzn bezpośrednio związanych z działaniami wojennymi. Mniej niż 3,2 miliona musiało odpowiadać za swoje czyny przed wymiarem sprawiedliwości, z czego 2,5 miliona opuściło gmachy sądów po oczyszczeniu z wszelkich zarzutów. Pozostały milion również nie musiał obawiać się przesadnie dużych konsekwencji – z reguły sprawa kończyła się na konfiskacie mienia, grzywnie, tymczasowym ograniczeniem możliwości zatrudnienia lub zakazie pełnienia funkcji publicznych. W 1949 roku z listy przeszło 13 milionów podejrzanych, w więzieniu siedziało zaledwie 300 osób...
Trzeba więc było odsunąć na bok kulejącą Temidę i osobiście wymierzyć sprawiedliwość komu trzeba.


 

Bękarty wojny po wojnie

Krótko po zakończeniu wojny zaczęły formować się grupy złożone z młodych Żydów, w większości były to osoby, które wcześniej organizowały bunty w gettach, tworzyły oddziały partyzanckie lub na własne oczy widziały bestialstwo nazistów i najzwyczajniej w świecie pragnęły zemsty. I to szybko. Oddziały te zwano „The Avengers”, czyli „Mściciele”. Grupy składały się z 3-4 osób, a ich członkowie najczęściej, dla niepoznaki, nosili brytyjskie mundury. No i rzecz jasna - mieli przy sobie listę bezpośrednio związanych z wojennymi zbrodniami chwastów, które należy czym prędzej wyrwać. A trzeba przyznać, że w tropieniu nazistów, którym się upiekło, „Mściciele” byli nieustępliwi. Pojmani najczęściej kończyli swój żywot przez strzał w tył głowy, jednak z czasem wielu członków wspomnianych oddziałów dusiło swoje ofiary gołymi rękami. Nie zawsze jednak eliminacja wroga przedstawiała się tak łatwo.


 
Niektórzy „skazani na śmierć” znajdywani byli martwi w rowach na poboczach dróg, ewidentnie celowo potrąceni przez rozpędzony samochód. Niekiedy też zbrodniarze wojenni ginęli w wypadkach spowodowanych dziwacznymi awariami ich wehikułów (cóż – układy hamulcowe lubią czasem się brzydko popsuć). Sporo nazistów popełniało też samobójstwa, z całą pewnością – niekoniecznie z własnej woli. Taki los spotkał, na krótko przed końcem wojny, Ernsta Grawitza – doktora z SS, pomysłodawcę wykorzystania do eksterminacji ludzi, komór gazowych i autora bestialskich pseudoeksperymentów przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych.

Zabić 6 milionów Niemców!

Akcja krwawej zemsty na niemieckich zbrodniarzach wcale nie kończyła się na tropieniu farciarzy, którzy uniknęli sprawiedliwości. Trzeba było zadziałać z nieco większym rozmachem. Taki właśnie plan miał oddział żydowskich ekstremistów zwany Nakam. Złożony był z 60 byłych partyzantów i ocalałych ofiar Holokaustu. Grupa wysłana została do Niemiec, aby przeprowadzić skomplikowane działania, mające na celu pokazanie całemu światu co czeka tych, którzy jeszcze raz zapragną skrzywdzić ich naród.
„Mściciele” zaopatrzyli się w imitujące skondensowane mleko puszki wypełnione silną, również skondensowaną, trucizną. Chaim Wiezmann – ówczesny prezydent Światowej Organizacji Syjonistycznej (i późniejszy prezydent Izraela) zatwierdził plan, zgodnie, z którym substancją tą mieli zostać poczęstowani byli strażnicy z SS, więzieni w amerykańskim obozie dla jeńców wojennych w Niemczech. Chaim nie wiedział, jednak, że panowie z Nakam wprowadzili do planu kilka zmian...


 
Członkowie grupy uznali, że jedyną sprawiedliwą karą za uśmiercenie 6 milionów Żydów będzie posłanie na wieczny odpoczynek takiej samej ilości Niemców. Aby tego dokonać, dowódcy z Nakam postanowili zatruć wodę, którą pili mieszkańcy takich miast jak Berlin, Monachium, Weimar, Norymberga czy Hamburg. Plan obejmował nawet odcięcie od skażonej wody amerykańskich żołnierzy i ograniczenie ofiar tylko i wyłącznie do Niemców. Do wykonania tej misji wytypowany został Aba Kowner – jeden z twórców Nakam. Niestety plan, mimo że miał całkiem spore szanse na sukces, posypał się w momencie, kiedy statek, którym podróżował Kowner wraz ze swoimi towarzyszami, dopłynął do wybrzeży Francji. Prawdopodobnie ktoś zdradził władzom szalony plan żydowskiego odwetu na Niemcach. Zanim jednak Kowner zakuty został w kajdanki, jeden z jego przytomnych towarzyszy wyrzucił za burtę rzeczowy dowód w postaci puszek z trucizną...

Zawsze istnieje jednak plan B.

Jako że ambitny projekt wyrżnięcia 6 milionów obywateli byłej III Rzeszy szlag trafił, trzeba było wprowadzić w życie plan awaryjny. Jego wykonaniem zajął się zastępca siedzącego w egipskim więzieniu Kownera - Yitzhak Avidav. 14 kwietnia 1946 roku członkowie Nakam dostali się do piekarni zaopatrującej w pieczywo zarówno niemieckich jeńców przetrzymywanych w obozie Stalag XIII , jak i amerykańskich strażników. Początkowy problem oddzielenia chleba przeznaczonego dla Niemców od tego, którym mieli posilać się Jankesi, został dość szybko rozwiązany. Okazało się, że Amerykanie jedzą tylko białe pieczywo, natomiast jeńcy dostają chleb ciemny.


Wytypowani członkowie Nakam mieli trochę roboty – w ciągu jednej nocy musieli wysmarować 3000 bochenków specjalnym, bezzapachowym preparatem, którego głównym składnikiem był arszenik. W ten sposób zatrute zostało jedzenie przeznaczone dla 12 tysięcy osób! Niestety, i tym razem nie wszystko poszło zgodnie z planem – trucizna wcale nie była tak bardzo trująca, jakby sobie życzyli tego „Mściciele”. Feralny chleb posłał do piekła ok. 400 osób. Tymczasem 1600 ofiar chlebowego spisku poważnie się nim zatruło i w ciężkich bólach okupowało każdy niemal kąt przyobozowych szpitali.
„Nasza zemsta była mała i prawie nieistotna w cieniu uprzemysłowionego masowego mordu” - po latach powiedział jeden z członków „Mścicieli”. Jednym słowem - lepsze to niż nic.


 
- Wie pan, panie poruczniku, robi się pan w tym coraz lepszy...

Źródła: 1, 2, 3, 4
4

Oglądany: 195390x | Komentarzy: 68 | Okejek: 533 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało