Szukaj Pokaż menu

Dzień kiedy przedmioty nie rzucają cienia - na Hawajach występuje jedynie dwa razy w roku

146 854  
610   59  
Na terenach położonych pomiędzy Zwrotnikiem Raka i Zwrotnikiem Koziorożca dwa razy do roku zachodzi zjawisko słoneczne, kiedy podczas astronomicznego południa słońce znajduje się dokładnie na szczycie nieba, a przedmioty na ziemi praktycznie nie rzucają cienia. Hawaje są jedynym terenem należącym do USA, gdzie można je zaobserwować i tam zjawisko to nosi nazwę Lahaina Noon.

#1.

Najdziksze newsy tygodnia – Znany piosenkarz został oskarżony o kazirodztwo

80 375  
265   235  
W dzisiejszym odcinku podejmiemy modny ostatnio temat zabawowych księży, doradzimy, jak nie zostać złapanym po włamaniu, a także sprawdzimy, co słychać u jednego z najpopularniejszych wokalistów popowych przełomu mileniów.

5 wielkich podróżników, którzy zaginęli podczas swoich wypraw

84 265  
296   45  
Kto nie chciałby być takim Tonym Halikiem – farciarzem, który przez całe swoje życie pakuje się w coraz większe tarapaty, tylko po to, aby zgrabnie uniknąć spotkania ze śmiercią, a następnie wspomnieniami ze swoich przygód podzielić się z nami (czyli ludźmi, co to nie mają wystarczająco twardych jaj, aby samemu zajrzeć do paszczy lwa i policzyć mu plomby).

Niestety wielu znakomitych obieżyświatów nie miało tyle szczęścia, co nasz rodak. Oto kilku takich śmiałków, których poniósł podróżniczy melanż i ślad po nich nagle zaginał.

Percy Fawcett

Percy przyszedł na świat w Wielkiej Brytanii w 1867 roku i już od najmłodszych lat, wraz ze swym bratem Edwardem, rozwijał podróżniczą pasję. O ile jego braciszek skłaniał się ku alpinistyce i pisaniu książek przygodowych, tak Percy postawił na karierę wojskową. To w armii chłopak nauczył się czytania mapy i obsługi urządzeń nawigacyjnych.


Będąc jeszcze wojskowym, Fawcett na zlecenie brytyjskiego wywiadu pojechał do Afryki, a pięć lat później udał się do Brazylii, aby wraz z podróżniczym zrzeszeniem, do którego należał, wytyczyć granicę brazylijsko-boliwijską. Podczas jednej z tych wypraw (a było ich co najmniej siedem), młody obieżyświat nasłuchał się opowieści o ukrytym w mrokach amazońskich lasów pradawnym "złotym" mieście. Percy, w swoich dziennikach nadał tajemniczym ruinom nazwę „Z”. Poprzysiągł też sobie, że zrobi wszystko, aby miejsce to odnaleźć.
Plany pokrzyżował mu wybuch I wojny Światowej. Wojskowy musiał czym prędzej wrócić do Europy. Nie zapomniał jednak o złożonej sobie obietnicy i po zakończeniu konfliktu, zorganizował ekspedycję, która ruszyła do Brazylii w poszukiwaniu legendarnego miasta.


Ostatni ślad po Percym i jego ekipie to list, w którym podróżnik pisze, że dotarł do miejsca, którego już nie widać na mapie i że ma zamiar kontynuować eskapadę w nieznane, nieodkryte dotąd przez białego człowieka, rejony. No i się zapuścił, a chyba wręcz został przez puszczę wchłonięty, bo już nikt później nie usłyszał o tym dzielnym podróżniku. Co mogło się z nim stać? Do wyboru, do koloru. Mógł zostać zjedzony przez jaguary, zabity przez niegościnnych Indian, umrzeć na malarię, lub paść z wycieńczenia...
Gdy tylko urwał się kontakt z Percym, zorganizowano dziesiątki, mniej lub bardziej profesjonalnych, wypraw ratunkowych… które pochłonęły kolejnych 100 ofiar.

George Bass

A oto i kolejny słynny, brytyjski globtroter, który zapisał się na kartach historii XIX-wiecznych wypraw. Bass zasłynął przede wszystkim z odkrycia cieśniny oddzielającej Tasmanię od Australii. Wcześniej bowiem uważano, że ta wyspa połączona jest z kontynentem.



Przy okazji ekspedycji, podczas której okrążył Tasmanię, Bass (który był również przyrodnikiem) natrafił też na bardzo ciekawe zwierzę – wombata. Mężczyzna wykonał dokładną dokumentację i opis tej kreatury.

Z czasem mężczyzna, na cześć którego nazwano cieśninę Bassa, połączył swoją podróżniczą pasję z zarabianiem niemałej kasy. Kupował od polinezyjskich kupców towary, a następnie zwoził je do Australii i sprzedawał z niezłym profitem.
W 1803 roku George i jego załoga ruszyli do Chile. Nie wiadomo czy tam dopłynęli, bo już nigdy nikt o nich nie usłyszał. Mogły przytrafić im się dwie tragedie. Albo ich statek zatonął, albo… panowie podróżnicy olali zakaz nawiązywania kontaktów handlowych z Chile (monopol na to miała wówczas tylko Hiszpania) i jako szmuglerzy trafili do pracy w kopalni srebra.

Miguel Corte-Real

Teraz czas na intrygującą historię dwóch portugalskich braci, którzy żyli w epoce eksploracji Nowego Świata. W 1501 roku Miguel i jego brat - Gaspar Corte-Real stanęli na czele wyprawy do Nowej Fundlandii. Podróżnicy ci byli synami samego João Vaz Corte-Reala – obieżyświata, który według niektórych historyków, miał dotrzeć do Ameryki dobre dwie dekady przed Kolumbem.


Bracia osiągnęli swój cel. W Nowej Fundlandii wzięli do niewoli 60 przedstawicieli jednego z lokalnych plemion indiańskich. Następnie rozdzielili się. Miguel ruszył w drogę powrotną do ojczyzny, a Gaspar wypłynął w podróż na południe.
Po roku, Miguel, który stracił kontakt ze swoim bratem, wrócił do Nowego Świata z ekspedycją ratunkową. Jednak i on zaginął bez wieści. Dużo wskazuje na to, że nieszczęśnik trafił na silny sztorm, który rozniósł w pył jego statek. Istnieje jednak pewien mały ślad, który wskazuje na nieco bardziej optymistyczne zakończenie tejże historii.
Otóż w 1918 roku profesor z uniwersytetu Browna odkrył pewną inskrypcję wyrytą na głazie znalezionym w miejscowości Dighton (Massachusetts). Na podpisanym datą 1511 kamieniu rzekomo widnieją takie słowa: „Tu spoczywa Miguel Corte-Real, z Woli Boskiej, przywódca Indian”. Oznaczałoby to, że Portugalczyk nie tylko przeżył na obcej ziemi 9 lat, ale i tak skutecznie wkupił się w łaski miejscowego plemienia, że został jego wodzem!

Roald Amundsen

Roald przyszedł na świat w Norwegii, a historii dał się poznać jako pierwszy zdobywca bieguna południowego. Ścigał się wówczas z ekspedycją brytyjską, która ostrzyła sobie zęby na wbicie tam królewskiej flagi. Roald wyprzedził swych rywali o cały miesiąc!
Norweg był też pierwszą osobą, której udało się przepłynąć drogę łączącą dwa oceany – Atlantycki i Pacyfik przez Morze Arktyczne.


Zanim jednak Roald zdecydował się na tę eskapadę, marzył o zdobyciu bieguna północnego. Został jednak uprzedzony przez amerykańskiego polarnika – Roberta Peary’ego. Swoich planów Amundsen nie porzucił i w 1926 roku przeleciał nad Arktyką na pokładzie sterowca, w towarzystwie dwóch innych podróżników. Jednym z nich był włoski pilot Umberto Nobile.


Dwa lata później Nobile zaginął podczas próby wykonania przelotu nad drugim biegunem. Amundsen, wraz z międzynarodową ekipą ratunkową, ruszył na poszukiwania swojego przyjaciela. Niestety, w jej trakcie, Norweg gdzieś się zawieruszył. Nie wiadomo jaki los go spotkał. Nigdy nie odnaleziono jego ciała. Nieoczekiwanie jednak odnalazł się Umberto Nobile! Okazało się, że jego sterowiec wpakował się w samo serce burzy śnieżnej, a następnie roztrzaskał się o lód i stanął w płomieniach. Zginęło wówczas dziewięciu członków tej wyprawy, a szczęśliwców którzy cało wyszli z katastrofy uratowali marynarze stacjonujący na jednym z radzieckich lodołamaczy.

Jean-Francois de Galaup Lapérouse

W 1785 roku francuski król Ludwik XVI wytypował oficera marynarki – Lapérouse’a do wykonania pewnej spektakularnej misji. Podróżnik miał zbadać i opisać nieznane wcześniej rejony Oceanu Spokojnego. Pomocna w tym projekcie miała być załoga złożona z samych wybitnych marynarzy, kartografów i uczonych, a nade wszystko – doskonałe okręty zaopatrzone w najwyśmienitsze zdobycze techniki nawigacyjnej.
Jako że jednym z zadań francuskiej ekipy było też poznawanie zwyczajów spotkanych po drodze wyspiarskich plemion i nawiązywanie z co ciekawszymi ludami kontaktów handlowych, pod pokładem zorganizowano miejsce, w którym transportowano europejskie rośliny uprawne. Zamierzano nimi obdarowywać nowo poznane ludy.


Można powiedzieć, że wszystko poszło zgodnie z planem. Przez dobrych kilka lat Lapérouse i jego ekspedycja wykonała kawał dobrej roboty szczegółowo opisując napotkane przez siebie wyspy. Stworzono nowe mapy, zbadano roślinność na nieznanych dotąd lądów, dokumentując dokładny wygląd linii brzegowych m.in. Filipin i Chin.
Niestety, w 1788 roku ślad po francuskiej ekipie zaginął. Ostatni raz widziała ją załoga angielskiego statku wiozącego skazańców do Australii. Po tym krótkim spotkaniu, Lapérouse wyruszył w dalszą podróż. Przez kolejnych 40 lat snuć można było jedynie domysły na temat losu Francuzów.


W 1826 roku irlandzki kapitan Peter Dillon dotarł do wyspy Vanikoro, gdzie dowiedział się od lokalnego plemienia, że parę dekad wcześniej w tejże okolicy zatonęły dwa statki. I faktycznie Dillon wyłowił ze wskazanego miejsca fragmenty wraków, w tym i kotwicę.
Tubylcy opisali swoje spotkanie z rozbitkami. Według ich zeznań, dowódca białych przybyszów nakazał swoim ludziom zbudowanie tratwy, a następnie na jej pokładzie ruszył w morze. Nie wiadomo jakie plany miał francuski oficer. Prawdopodobnie jednak daleko sobie nie zapłynął...

Źródła: 1, 2, 3, 4
296
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Najdziksze newsy tygodnia – Znany piosenkarz został oskarżony o kazirodztwo
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać?
Przejdź do artykułu Byłam Świadkiem Jehowy - obiecana druga część
Przejdź do artykułu Najlepsze miejsca na spędzenie udanego urlopu
Przejdź do artykułu Godna filmowej ekranizacji historia sprzed 11 lat - wartka akcja, chwile grozy i happy end na torach
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Tajemnica śmierci, która idzie za mną krok w krok przez ostatnie 16 lat
Przejdź do artykułu 7 oszustów i przekręty tak zwariowane, że aż trudno w nie uwierzyć!
Przejdź do artykułu Największe obciachy ostatnich dni – Internet zastanawia się, co było nie tak z redaktorem w show TVP Info
Przejdź do artykułu Wygrywanie na loterii nie jest dla każdego. Ci ludzie zmarnowali sobie po tym życie

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą