Szukaj Pokaż menu

Kobiety z dużymi (bi)ustami

45 657  
449   47  
Te dziewczyny nie muszą uczyć się pływać. Jeśli wpadną do wody, nie ma szans, żeby poszły na dno. Utrzymają się na powierzchni dzięki... Swoim atutom.

Kiedy film jest słaby, z pomocą idą... widzowie - oto 6 fanowskich projektów, które uratowały kinowe gnioty!

116 399  
268   25  
Po naszym długim oczekiwaniu do kina trafia film. Szykujemy się na emocjonujący seans, ale ostatecznie otrzymujemy kawał czerstwej, niestrawnej kaszany. Przeklęta, oblana pomyjami przez krytyków i widzów produkcja skazana jest, w najlepszym wypadku, na zapomnienie. Czy w tej beznadziejnej sytuacji jest jeszcze szansa na odzyskanie godności? Owszem - wielu kinomanów "naprawia" nieudane filmy, przemontowuje je, dodaje nowe sceny, usuwa inne i z tych samych puzzli tworzy dzieła, które - o dziwo - są całkiem strawne!

Ale przypał II - internauci dzielą się z nami swoimi najbardziej żenującymi wpadkami

144 943  
387   24  
Niektóre wspomnienia, niczym zły dotyk, bolą całe życie. I niestety - dźwiganie wspomnień o żenujących sytuacjach jest niekiedy wyjątkowo niewdzięczną czynnością. Dlatego czasem lepiej je z siebie wyrzucić. Niech się przynajmniej ludzie z nas pośmieją.

Dowódca - kawalarz

Czasy mojej służby wojskowej. Wieczór późny, siedzę w łazience i myję zęby. Nagle drzwi się otwierają i wpada dowódca, szczerząc zęby radośnie. W dłoniach, niczym jakieś trofeum, ściska szczoteczkę do zębów, którą po chwili zaczyna czyścić wnętrze niezbyt "świeżego" kibla.

- Co robisz? - zapytałem patrząc jak on z mozołem szoruje po krawędzi sedesu - miejscu, które bardzo często jest uświnione kropelkami moczu.

- He, he... - zagruchał z ukontentowaniem dowódca. - Robimy psikusa świeżakowi.


No, tak. Kocenie nowych żołnierzy. Patrząc jak szczoteczka pokrywa się coraz większą ilością syfu ze wszystkich zakamarków sedesu i mając świadomość, że ktoś to włoży do ust, pociągnęło mnie na odruch wymiotny.
- Ty, może dajcie spokój z tym numerem? - postanowiłem stanąć w obronie przyszłej ofiary. - Bo wiesz, tu jest sporo brudu - kontynuowałem. - To wręcz całe kolonie pieprzonych zarazków kałowych. Człowiek może się od tego poważnie rozchorować...


Dowódca, usiłując właśnie ufajdanym butem zdjąć ze szczoteczki kawałek zużytego papieru toaletowego, co to się do niej przykleił, mruknął:
- E tam... Ty się jakoś, młody, nigdy nie rozchorowałeś. He, he...
W tym momencie mój głośny paw, niczym wodospad Niagara, chlusnął na kafelki.

Do dziś mi słabo, gdy o tym pomyślę.

Spokojnie, panienko!

Mam 24 lata. Właśnie urodziłam moje pierwsze dziecko. Poród trwał bardzo długo i z racji, że pojawiło się kilka drobnych komplikacji, lekarz zdecydował, że powinnam zostać pod obserwacją w szpitalu przez kilka dni.
Położono mnie więc w pokoju poporodowym. Takim na pełnym wypasie, bo to prywatna klinika. Wszyscy tu dosłownie chuchali i dmuchali na mnie i na maleństwo. Co kilka godzin odwiedzał mnie jeden z doktorów lub jakaś pielęgniarka. Robili mi standardowy "przegląd podwozia" i kilka szybkich badań. Zapisywali coś w kajecikach i lecieli do następnych pokoi.


No, więc leżę ja sobie, a tu otwierają się drzwi i wchodzi facet od góry do dołu odziany w taki zielony strój, na nogach ma buty ochronne, a na głowie czepek. No, nic - kolejne badanie - myślę sobie i zadzieram koszulę aż po cycki. Następnie z nadludzkim wysiłkiem umieszczam nogi na takich dwóch specjalnych wspornikach po bokach łóżka, aby doktorek mógł zrobić swoje i iść na dalszy obchód.


Ale ten facet stoi z takim dziwnym wyrazem twarzy łączącym w sobie zdziwienie, rozbawienie i obrzydzenie jednocześnie. Chwila trwa wieczność, aż w końcu chłopina mówi:
- Hue hue... Spokojnie, panienko. Ja tu tylko śmieci przyszedłem wyrzucić. - To rzekłszy wyjmuje z kosza pełną torbę, umieszcza w nim nowy worek i kręcąc głową wychodzi z pokoju, zostawiając mnie jak tę ostatnią sierotę z podwoziem gotowym do przeglądu i twarzą krasną jak radziecki sztandar.

Potrzebujesz motywacji, aby schudnąć?

Byłam jednym z tych leniwych grubasów, co to wylewa swe gorzkie żale gdzie tylko się da, mówiąc o tym, że ani dieta, ani ćwiczenia nie pomagają. Tak było - przyznaję bez bicia. Do czasu...


Poszłam kiedyś do jednej z dużych galerii handlowych, aby kupić sobie jakieś nowe ciuchy. Znalazłam ładny biustonosz, a przede wszystkim - śliczne spodnie i idealnie pasującą do nich przepiękną, luźną koszulę. Weszłam więc do przymierzalni. Będąc w środku rozebrałam się do samych majtek, zdjęłam nawet stanik i zaczęłam mocować się ze spodniami. O ile na długość były one wręcz za duże, to już gorzej było z ich włożeniem na siebie.
Myślicie, że moje tłustawe pupsko skutecznie uniemożliwiało ich przymierzenie? Błąd. Problemem okazały się moje grube niczym dębowe pieńki łydki. Wstałam więc ze stołka i usiłowałam przepchnąć nogawkę podskakując na jednej nodze (stara, sprawdzona metoda - wiadomo). Udało się! Teraz pozostało powtórzyć czynność z drugą nogą. Stopa została umieszczona w nogawce... i wtedy zaczęłam tracić równowagę. Obijając się w kabinie (ona mała, ja - duża), desperacko usiłowałam odzyskać pion. Nic z tego...


Runęłam z hukiem prosto na drzwi przymierzalni. Skobelek, pod wpływem uderzenia mojego galaretowatego cielska, pękł i wyleciałam z kabiny, niczym wielka kula wystrzelona z katapulty. Najgorsze jednak było to, że uderzyłam swoimi ubranymi w stringi (!) pośladkami o zimne kafelki, czemu towarzyszył donośny dźwięk przypominający plaśnięcie wielkiej meduzy o posadzkę. PLASSSK!
Oczy całego sklepu zwróciły się na mnie. Sprzedawców, klientów, matek, dzieci, fajnych facetów, kurde - WSZYSTKICH! Nawet muzykę ktoś wyłączył!


Dosłownie wszyscy w ciszy patrzyli na ubranego w same stringi walenia rozmaślonego na ziemi, który nie może się ruszyć, bo ma nogi na wysokości łydek skrępowane spodniami dla - no nie ukrywajmy - szczupłych lasek.
Podniosłam się czym prędzej do pozycji siedzącej i zrobiłam jedyną sensowną rzecz, jaką mogłam zrobić, aby szybko wrócić do przebieralni. Po prostu "poszłam" tam na tyłku. I w tej grobowej ciszy, gdzie człowiek z najgorszym nawet słuchem wychwyciłby bzyczenie przelatującej muchy, sklep wypełnił się dźwiękami: MLASK! MLASK! MLASK! - wydawanymi przez moje spocone pośladki odrywające się z każdym "krokiem" od kafelków.
Dopiero gdy byłam już w środku i zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam śmiech kilkudziesięciu osób. Owacje niczym na "Nocy Kabaretów".


Ale wiecie co? Nie mam traumy. To wydarzenie zachęciło mnie do zapisania się na treningi. Zmieniłam też dietę. W ciągu kilku miesięcy zrzuciłam prawie połowę swojej wagi. Nie dość, że się nieprzeciętnie "wylaszczyłam", to teraz jestem w stanie utrzymać równowagę nawet i stojąc na głowie!

To, co? Może teraz Wy podzielicie się z nami jakimiś boleśnie przypałowymi historiami?
387
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Kiedy film jest słaby, z pomocą idą... widzowie - oto 6 fanowskich projektów, które uratowały kinowe gnioty!
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Kiedy wychodzisz za mąż po 30. – Demotywatory
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu 12 faktów o pasie cnoty. Rzeczywistość była dość brutalna
Przejdź do artykułu Dziwne i śmieszne rzeczy, jakie ktoś powiedział ci w łóżku
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu 15 historii, które pokazują, że w fast foodzie też pracują dobrzy ludzie
Przejdź do artykułu 15 najdziwniejszych rzeczy, jakie barmani usłyszeli w pracy
Przejdź do artykułu 10 ważnych postaci historycznych, których byś nie przepił
Przejdź do artykułu Szefowie opowiadają o najbardziej absurdalnych powodach nieobecności w pracy

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą