Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jeżdżę w Oslo na Uberze, czyli ile zarabia kierowca łamiący prawo w Norwegii

220 284  
566   122  
Kuba ma 35 lat. Z Norwegią związany jest od dawna. Nauczył się języka, kupił samochód, wynajmuje mieszkanie. Pojawia się w nim raz na dwa tygodnie. Sprawdza pocztę, płaci rachunki i znika na resztę czasu.

Jest kierowcą Ubera w mieście, gdzie taksówkarze zarabiają prawdopodobnie najwyższe kwoty na świecie. Postanowiłem zrobić sobie mały przejazd po Oslo i odbyć z Kubą krótką rozmowę.

Czemu Uber, a nie taksóweczka?

- Nie jest żadną tajemnicą, że w Norwegii działa tzw. „mafia taksówkarska”. Prawo norweskie jest tu tak stworzone, że jeśli chcesz być taksówkarzem, musisz wystąpić o licencję. A na nie są limity. W ciągu roku władze wydają dosłownie kilka takich dokumentów. Obowiązuje kolejka, czyli ci, którzy zgłosili się przed tobą mają pierwszeństwo, co oznacza, że jeśli teraz się zgłosisz, to będziesz czekał kilka lat. Ewentualnie możesz odkupić taką licencję za równowartość kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Czy to znaczy, że taksówek jest mało, a klientów dużo?

- Nie. W tygodniu to jest ich wręcz za dużo. Czasem stoi nawet po pięćdziesiąt taksówek przy dworcach i stacjach autobusowych. Kierowcy cały dzień nic nie robią, ale wystarczą dwa-trzy kursy po 500-1000 koron (ok. 250-500 zł), aby wyjść na swoje. Kierowca dostaje 45% wartości przejazdu. Taksówek robi się mało dopiero w piątek i sobotę wieczorem.


Czyli Norwedzy nie przepadają za klasycznymi taksówkami?

Dokładnie. Przykro to mówić, ale Norwedzy nie lubią pakistańskich i samoańskich kierowców. A to właśnie oni zazwyczaj jeżdżą taksówkami. Panuje przekonanie, że to ludzie często nieuprzejmi, nie znający trasy ani języka norweskiego. No i są cholernie drodzy. Nigdy nie wiesz, ile zapłacisz…

Nie mają taksometrów?

Mają, ale one nie działają tak jak u nas. W ciągu kilku sekund kwota na liczniku potrafi z jakiegoś powodu podskoczyć o całe 100 koron! Poza tym kierowcy często stosują pewien numer. Wsiadasz do taryfy i dowiadujesz się, że taksometr się zepsuł, więc musisz wierzyć na słowo i płacić tyle, ile od ciebie zażąda taksówkarz. Wtedy cała kwota ląduje w kieszeni kierowcy, bo gość nie rozlicza się z firmą, dla której pracuje.

I wtedy w Norwegii pojawia się Uber!

Tak. Uber pojawił się na tutejszym rynku jakieś trzy-cztery lata temu. W praktyce jest to oddział holenderski, który zarejestrował swoją komórkę w Norwegii i wynajmuje aplikację stworzoną na holenderski rynek. Dlatego, mimo że legalność korzystania z Ubera w Norwegii jest ciągle dyskusyjna, firma może legalnie mieć tu swoją siedzibę i wynajmować w centrum Oslo biuro z olbrzymim afiszem.


No, właśnie. Jak jest z tą legalnością? Taksówkarze biją kierowców Ubera, przebijają opony…?

Nie. To raczej jest taka wojenka prawna, która toczy się tu od jakichś dwóch lat. W prawie norweskim nie ma czegoś takiego jak „przewóz osób”. Jeśli masz samochód osobowy, to możesz świadczyć takie usługi jako taksówka, ewentualnie posiadać limuzynę kosztującą powyżej miliona koron. Wtedy masz prawo pracować jako szofer. Innych możliwości nie ma. Tu się temat zamyka. W obu przypadkach musisz jednak posiadać licencję, o której już wspominałem.

A mimo to Uber zaczął swój biznes rozkręcać.

I to jak, ale działając na granicy prawa - nie ma co się oszukiwać. Uber uzbroił się w dobrych prawników. Wówczas działała jeszcze aplikacja Haxi – konkurencyjna marka. Kiedy w Bergen pojawiły się pierwsze problemy ze stróżami prawa, sprawa trafiła do sądu najwyższego, który orzekł na korzyść zatrzymanych. Nadal jednak każdy kierowca Ubera łamie przepis o transporcie publicznym, więc policja ma pełne ręce roboty.


Organizowane są łapanki?


To też trochę zależy od kommune, czyli danego województwa. Podobnie jak np. w Stanach Zjednoczonych, prawo każdej z takich komórek egzekwowane jest w trochę inny sposób. W Oslo - mieście, gdzie najbardziej opłaca się być kierowcą Ubera, lobby taksówkarskie jest bardzo silne i wywiera mocny nacisk na policję.
Pytałeś o przebijanie opon. Nie, tu nie dochodzi do takich skrajności, ale np. działa tu kilku „podpierdalaczy”. Osoby takie zakładają konto, ściągają apkę, zamawiają przejazd i następnego dnia pojawiają się na komisariacie z pogrążającymi cię dowodami.
Niedawno głośno było o dziennikarzu, który postanowił wybić się na takich prowokacjach. Gość szybko został zbesztany na łamach gazet – od najbardziej poczytnych tytułów, po jakieś tabloidowe szmatławce. Tajemnicą poliszynela jest to, że Uber wydał sporo kasy na to, aby faceta zgnoić…

W Polsce zatrzymany kierowca Ubera dostaje mandat. A w Norwegii?

Początkowo tutaj też tak to wyglądało. Nikogo to jednak nie ruszało, bo Uber szybko zaczął pokrywać kary i już następnego dnia z powrotem miałeś kasę na koncie. Policja podniosła więc poprzeczkę i zaczęła zabierać kierowcom samochody. Zdejmowali tablice rejestracyjne i tym samym traciłeś prawo do prowadzenia swojego auta przez okres trzech miesięcy. Reakcja Ubera była natychmiastowa – firma brała na siebie wszystkie koszty, które poniosłeś. Zamawiała ci nawet lawetę. Dodatkowo otrzymywałeś auto zastępcze, abyś mógł „dojechać sobie do pracy”, w praktyce większość kierowców wracała do wożenia klientów.
Policja nie składała broni i wkrótce pojawiły się pierwsze przypadki zabierania praw jazdy.


I tu dopiero zaczyna się robić ciekawie…

No, właśnie. Zabranie prawa jazdy jest dla kierowcy poważnym utrudnieniem w jego zawodowej egzystencji, więc Uber musiał wymyślić coś, co zrekompensuje tę stratę. W Norwegii nie mogłeś już prowadzić samochodu. Przynajmniej na jakiś czas. W przypadku na przykład polskich kierowców tragedii jednak nie było. Wracali do ojczyzny i wyrabiali sobie wtórnik, więc w Polsce mogli znowu zasiąść za kółkiem. Niektórzy jednak wracali do Oslo i korzystając z tego dokumentu kontynuowali pracę dla Ubera…
Tymczasem wszyscy, którym policja odebrała prawko, mogą liczyć na wsparcie ze strony firmy. Uber wypłacając pieniądze swoim zawieszonym w jeżdżeniu pracownikom rozpaczliwie próbuje utrzymać się na rynku. W innym przypadku nikt nie chciałby ryzykować.
Pomoc ze strony Ubera może mieć też wymiar finansowy, co pozwala ci przełknąć gorycz utraty prawka do czasu odzyskania dokumentu. Potem zazwyczaj znowu wracasz do jeżdżenia.

Czy Uber już na samym początku współpracy gwarantuje ci taką „ochronę”?

A skąd! Takich rzeczy nie masz na piśmie. Wszyscy jednak wiedzą, że na takie wsparcie mogą liczyć.

Szybcy i wściekli: Oslo drift! Z tego co mówisz, to twoja praca to ciągła zabawa w kotka i myszkę z policją. Jak się zabezpieczasz przed łapankami?

He, he… Każdy z nas ma swoje własne sposoby. Cześć nauczyła się ich od swoich mentorów, inni wypracowali własne odruchy. Najczęstszym błędem popełnianym przez kierowców jest zatrzymywanie się w niewłaściwych miejscach, np. na środku ulicy. To od razu budzi podejrzenia. Poza tym zawsze musisz patrzeć w lusterka, rozglądać się, czy gdzieś nie ma patrolu. A radiowozów w Oslo jest bardzo dużo. Mało tego – w ciągu ostatnich dwóch lat zatrudniono tu ponad tysiąc nowych funkcjonariuszy. Dlatego też są pewne miejsca, w które po prostu się nie jeździ, bo wiadomo, że tam na przykład jest więcej patroli.
Poza tym najważniejsze – ludzi zawsze sadzamy z przodu. Większość Norwegów korzystających z Ubera tę zasadę już zna. Jeśli wieziesz kogoś na tylnej kanapie, od razu budzisz podejrzenie policji.
Niektórzy kierowcy mają też założoną działalność gospodarczą i oklejają auta logo swojej firmy. Wożą ze sobą foldery, ulotki itp. W razie kontroli zawsze mogą powiedzieć, że jadą ze swoim klientem, który chce – dajmy na to, kupić od nich zestaw paneli słonecznych czy turbo-kosiarek spalinowych.
Mamy też swoje ukryte grupy na Facebooku, gdzie na bieżąco informujemy się o patrolach i większych obławach. Co jakiś czas, aczkolwiek dość regularnie, jeden z nas pisze smutne „Sorry, chłopaki. Dla mnie game over. Widzimy się za rok”.


Mieszkasz w Polsce, pracujesz w Norwegii…

Tak, jestem tu raz na dwa tygodnie. Zazwyczaj jeżdżę przez ok. trzy dni. Przyjeżdżam, loguję się do systemu, wsiadam i pracuję. Czasami cały dzień i całą noc. Jak jestem zmęczony, to zjeżdżam na jakąś stację i ucinam sobie drzemkę. Wożę ze sobą szczoteczkę do zębów i ręczniczek. Prawdziwa praca w weekend zaczyna się o 23, a kończy o 5-6 rano. Wtedy staram się raczej unikać pijanych osób. Mam prawo nawet w połowie kursu wysadzić klienta, jeśli uznam to za konieczne.

Konkretnie - ile zarabia kierowca Ubera w Oslo?

Jeśli lubisz jeździć i dasz radę wozić ludzi przez nawet i kilkanaście godzin dziennie, to kasę zarobisz niezłą. Trzeba jednak pamiętać, że podatki w Norwegii są cholernie wysokie i połowę swojego utargu oddajesz państwu. Do tego dochodzą bramki na autostradzie, na których opłacenie w przypadku kogoś, kto jeździ przez cały miesiąc, trzeba w tym momencie mieć ok. 3000 koron (1500 zł)! Tych ostatnich jednak nie płacisz, jeśli masz elektryczny samochód, na którego zakup trzeba wydać minimum 150 tysięcy złotych.
Pytasz o zarobki? Jeśli mówimy o pełnym zakresie godzin, czyli powiedzmy 8-12 dziennie, to po roku pracy bez problemu kupisz sobie mieszkanie w Polsce.


Mimo że taka robota jest stresująca i dość ryzykowna, to w dalszym ciągu wielocyfrowa kwota na koncie potrafi zmotywować. Co trzeba zrobić, aby jeździć Uberem po jednym z najdroższych miast świata?

To skomplikowana procedura, niestety. Przede wszystkim musisz mieszkać i być tu zarejestrowanym. A żeby się w Norwegii zarejestrować, trzeba przejść przez całą procedurę weryfikacyjną w urzędzie imigracyjnym. Przede wszystkim zaś – musisz posiadać już jakąś pracę. Najpierw udajesz się na komisariat i zgłaszasz swój przyjazd, jeśli masz zatrudnienie, występujesz o przydzielenie ci numeru personalnego, następnie musisz dostarczyć przetłumaczony z polskiego na norweski wniosek o niekaralności, na podstawie którego norweska policja wystawia ci stosowny dokument. Potem zakładasz konto bankowe i rejestrujesz się w systemie.
Jeśli chcesz pracować jako kierowca Ubera, to oczywiście będziesz potrzebować auto. A tego nie opłaci ci się ściągać z Polski. Najlepiej kupić je na miejscu. I tu też trzeba je zarejestrować i ubezpieczyć. Koszt tego ostatniego to wydatek kilkunastokrotnie większy niż w Polsce. Ja płacę równowartość ok. 1000 złotych miesięcznie.

Ej, wybacz – ale muszę cię o to zapytać… Czym tu tak śmierdzi? Wozisz w bagażniku jakiegoś martwego klienta czy coś?

Blisko! Wiesz, wczoraj, w sobotę, miałem sporo kursów. Trafił mi się jeden pijany Norweg, który puścił pawia na tapicerkę. Właśnie jedziemy do specjalisty, który zrobi tu porządek i przywróci autu utraconą świeżość. Takie rzeczy się niestety zdarzają, a koszty czyszczenia pokrywa klient. Ja muszę tylko wysłać Uberowi mailem fakturę za pranie, a firma od razu ściąga tę kwotę z konta bankowego winowajcy i zwraca mi hajs.


Podobno szykują się zmiany w prawie.

Tak, coraz głośniej mówi się o zalegalizowaniu Ubera albo całkowitym usunięciu taksówkarskich licencji. To sprawiłoby, że rynek otworzyłby się i ceny przejazdów taryfami w Norwegii spadłby przynajmniej o połowę. Warto dodać, że kursy taksówkami są tu jedne z najdroższych na całym świecie. Za samo zamknięcie drzwi płacisz równowartość 50 złotych! Za kilkuminutowy przejazd po centrum w sobotę zapłacisz minimum 300 złotych. Jeśli skorzystasz z Ubera, wyłożysz połowę tej kwoty, więc sam widzisz, że to się wszystkim opłaca. Tym bardziej że kierowca tej firmy dostaje do ręki ok. 75-80% stawki.
Wracając do pytania – tak, zmiany w prawie są nieuniknione, ale póki co wożę ze sobą plecak, bo wiem, że w każdej chwili gdzieś na autostradzie może mnie zatrzymać patrol. Wtedy będę musiał spakować manele i pójść do domu na piechotę… Emocji jest sporo. To takie trochę życie na krawędzi, ale lubię tę robotę!
13

Oglądany: 220284x | Komentarzy: 122 | Okejek: 566 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało