Trochę zastanawiające, że człowiek wykształcony na zachodzie, w tym cywilizowanym świecie, aż tak odjechał, że próbuje zastraszyć cały świat. Chyba, że to nie on rządzi, a kieruje nim banda twardogłowych wojskowych, wychowanych jeszcze za poprzednich Kimów. Przecież on chętnie, choć po kryjomu, korzysta z dóbr niedostępnych u niego w ojczyźnie. Ale zakładając, że nawet posunie się do ataku. To jak bardzo i komu mógłby zaszkodzić? O koncentracji i ruchach wojsk oponenci będą wiedzieć od razu, a nawet wcześniej, bo na pewno w tej chwili w Koreę Północną jest wycelowanych kilka satelitów, a czort wie, co nad nią fruwa, fotografuje i nasłuchuje. Arsenał, jakim Kim dysponuje, to trochę artylerii, przestarzałe czołgi, archaiczne lotnictwo. Dobra, ma jakieś tam rakiety. Ale do tej pory były to jedynie testy i nie wiadomo, czy są one w produkcji seryjnej, czy to nadal prace badawcze. Jedyne, czym grozi, to ewentualny ładunek atomowy, czy to w postaci sprawnej bomby, czy funkcjonujący, jako brudna bomba. Jednym i drugim może narobić bałaganu. Oczywiście, jeśli uda mu się zabawkę odpalić. Odnoszę też wrażenie, że jak Kimowi faktycznie odwali i zdecyduje się zaatakować, to w razie reakcji ze strony Korei Południowej i USA, Chiny i Rosja trochę się będą ociągać, albo protestować ze średnią siłą.
--
Powiedz "nie" narkotykom? Jeśli zacznę z nimi rozmawiać, to znaczy, że już powiedziałem "tak".