:thurgon, Policz sobie ile masz symptomów picia ryzykownego
· zwiększa się ilość i częstotliwość spożywania alkoholu,
· zmienia się funkcja picia i rola alkoholu w życiu (picie nie jest już tylko elementem wzorca kulturowego, ale staje się lekarstwem na stres, smutek, samotność, lęk),
· postępuje przywiązanie do sytuacji picia (narasta koncentracja na sytuacjach związanych z piciem, oczekiwanie na moment picia, celebrowanie picia, niepokój w sytuacji niemożności napicia się),
· alkohol spożywany jest w nieodpowiednich sytuacjach jak: okres ciąży i karmienia piersią, prowadzenie pojazdów, przy spożywaniu leków wchodzących w reakcje z alkoholem, pomimo chorób wykluczających spożywanie alkoholu itp.
· nasilają się incydenty upojenia,
· pojawia się zaniepokojenie piciem i uwagi krytyczne wyrażane przez osoby bliskie oraz sygnały sugerujące ograniczenie ilości lub powstrzymanie się od picia,
· używanie alkoholu staje się sposobem usuwania przykrych skutków poprzedniego picia (klinowanie),
· pojawiają się trudności w przypominaniu sobie co się działo poprzedniego dnia w sytuacjach związanych z piciem,
· rosną negatywne konsekwencje nadużywania alkoholu, a mimo to picie jest nadal kontynuowane.
"Qrwa, może ja nie jestem palaczem, tylko trochę palaczem, albo osobą palącą ryzykownie i szkodliwie?"
Gdy zaczynałem przygodę z paleniem to paliłem raz na jakiś czas, okazyjnie, częściej cudzesy niż swoje, ale od święta kupowałem sobie paczkę, choćby nawet żeby odczęstować kolegów. W tamtym momencie mogłem nie palić przez tydzień, dwa, miesiąc, nie odczuwając potrzeby zapalenia. Na studiach przyszło nagromadzenie okazji do palenia. Mógłbym bez większego trudu nie palić (ale byłoby to jednak jakieś drobne wyrzeczenie), ale nie czułem się zagrożony uzależnieniem, po co więc odmawiać sobie przyjemności. Po kilku miesiącach uzależnienie ewoluowało, paliłem coraz więcej, oczywiście z przeświadczeniem "gdybym chciał to mógłbym rzucić", ale gdy po kilku latach przyszedł moment, że chciałem, to nie mogłem. Po dniu, dwóch, trzech wracałem. Dopiero później jakoś się udało. Mógłbyś poczynić prostą analogię do alkoholu, jak powoli wkrada się w życie zwykłych ludzi. Ale wątpię żebyś był w stanie, jeżeli nie potrafisz zrozumieć, że uzależnienie ma różne fazy i etapy a ludzi dzielisz w dychotomiczny sposób - palacz-nie palacz, alkoholik-nie alkoholik. Nie dziwi mnie już jednak, czemu miałeś takie problemy ze zrozumieniem.
"Nie wierzę w skuteczność"
Oczekujesz rzetelnej dyskusji a wymagasz, żeby głównym punktem odniesienia była Twoja wiara
Z każdym zdaniem przekonuję się, że ograniczenie jest potrzebne, skoro ludzie deklarujący się jako normalni obywatele, nie odróżniają kebaba od alkoholu.
· zwiększa się ilość i częstotliwość spożywania alkoholu,
· zmienia się funkcja picia i rola alkoholu w życiu (picie nie jest już tylko elementem wzorca kulturowego, ale staje się lekarstwem na stres, smutek, samotność, lęk),
· postępuje przywiązanie do sytuacji picia (narasta koncentracja na sytuacjach związanych z piciem, oczekiwanie na moment picia, celebrowanie picia, niepokój w sytuacji niemożności napicia się),
· alkohol spożywany jest w nieodpowiednich sytuacjach jak: okres ciąży i karmienia piersią, prowadzenie pojazdów, przy spożywaniu leków wchodzących w reakcje z alkoholem, pomimo chorób wykluczających spożywanie alkoholu itp.
· nasilają się incydenty upojenia,
· pojawia się zaniepokojenie piciem i uwagi krytyczne wyrażane przez osoby bliskie oraz sygnały sugerujące ograniczenie ilości lub powstrzymanie się od picia,
· używanie alkoholu staje się sposobem usuwania przykrych skutków poprzedniego picia (klinowanie),
· pojawiają się trudności w przypominaniu sobie co się działo poprzedniego dnia w sytuacjach związanych z piciem,
· rosną negatywne konsekwencje nadużywania alkoholu, a mimo to picie jest nadal kontynuowane.
"Qrwa, może ja nie jestem palaczem, tylko trochę palaczem, albo osobą palącą ryzykownie i szkodliwie?"
Gdy zaczynałem przygodę z paleniem to paliłem raz na jakiś czas, okazyjnie, częściej cudzesy niż swoje, ale od święta kupowałem sobie paczkę, choćby nawet żeby odczęstować kolegów. W tamtym momencie mogłem nie palić przez tydzień, dwa, miesiąc, nie odczuwając potrzeby zapalenia. Na studiach przyszło nagromadzenie okazji do palenia. Mógłbym bez większego trudu nie palić (ale byłoby to jednak jakieś drobne wyrzeczenie), ale nie czułem się zagrożony uzależnieniem, po co więc odmawiać sobie przyjemności. Po kilku miesiącach uzależnienie ewoluowało, paliłem coraz więcej, oczywiście z przeświadczeniem "gdybym chciał to mógłbym rzucić", ale gdy po kilku latach przyszedł moment, że chciałem, to nie mogłem. Po dniu, dwóch, trzech wracałem. Dopiero później jakoś się udało. Mógłbyś poczynić prostą analogię do alkoholu, jak powoli wkrada się w życie zwykłych ludzi. Ale wątpię żebyś był w stanie, jeżeli nie potrafisz zrozumieć, że uzależnienie ma różne fazy i etapy a ludzi dzielisz w dychotomiczny sposób - palacz-nie palacz, alkoholik-nie alkoholik. Nie dziwi mnie już jednak, czemu miałeś takie problemy ze zrozumieniem.
"Nie wierzę w skuteczność"
Oczekujesz rzetelnej dyskusji a wymagasz, żeby głównym punktem odniesienia była Twoja wiara
Z każdym zdaniem przekonuję się, że ograniczenie jest potrzebne, skoro ludzie deklarujący się jako normalni obywatele, nie odróżniają kebaba od alkoholu.
Ostatnio edytowany:
2017-11-06 18:07:00