Oglądam... Udostępniony odcinek ładuje się jak krew z nosa. Minęło 11 minut, a ja już mam dość. Mimo, że staram się zachowywać obiektywne podejście, to naprawdę mi to strasznie śmierdzi. Zacznijmy od 'jajka': czołówka mocno wzorowana na tej z GoT, niby to dobrze, ale... poziom jest jakby porównać malczana do Porsche. I motyw muzyczny, który w GoT jest świetny, tutaj jest mocno irytujący.
Mamy dużo rzeczy, które albo nie są w ogóle powiedziane(żadnych wskazówek), albo są przedstawione jak dla idioty. Mamy jakąś se tam ucztę, idzie kolo o kiju (że niby ma wyglądać na żebraka), ale w całkiem ładnych ciuchach. Widzący go ludzie rozmawiają w stylu:
'- dziwny człowiek
- widzę'
A koleś okazuje się zbiegłym z litewskiej niewoli jeńcem. Czaicie? Jeniec w takich pięknych ciuszkach przychodzi i od strzała wpuszczają go do króla. Król, który kombinuje, jakby tu pozyskać sojuszników, słysząc o jeńcach, postanawia dla ich ratowania ochajtać swojego jedynego syna z córką litewskiego władcy, by ten łaskawie wypuścił jeńców, bo 'co tam korona, ważna wolność ludzi'. Kazek(syn króla) akurat urządza sobie śmieszną walkę na miecze, co by to zaimponować białogłowom. Walka wygląda tak, jak gdyby goście trzymali miecze pierwszy raz w życiu. Dla porównania polecam obejrzeć sobie scenę walki Ned Stark vs. Arthur Dayne.
Kaz dowiaduje się, że ma się ochajtać. Reakcja? Mówi, ze nie ożeni się, a ojciec mu na to, ze tak. I wsio. Jego przyszła żona: jedzie sobie zrobić kąpiel, ale nagle znajduje się przy niej jej ukochany (mamy dramatyczne lovestory) i oczywiście sobie obiecują to i owo, ale potem zjawiają się wojacy jej ojca, a jej ukochanego jakoś dziwnie wcięło.
Wspominany na początku zbiegły jeniec wraca do swojego domostwa, które spalono w międzyczasie. Nawet nie zdąży pomysleć, a już przypadkiem znajduje się tam wieśniak zbierający chrust. Opowiada mu, że jego dom spalono, a gdy ten zaczyna z żalem oglądać pogorzelisko, to wieśniak dochodzi do wniosku, ze właściwie to on to pierdoli i idzie sobie dalej zbierać gałązki. Ale kiedy rycerz zadaje pytanie(chyba sam do siebie), chłop magicznie znajduje się za jego plecami. A to ci przypadek!
Rzuca sie w oczy absolutny minimalizm. Dwóch strażników na malutkim zameczku, maleńka sala goszcząca maluteńką ucztę, orszaki składające się z kilku konnych, wspomniana wioska składająca się z pogorzeliska i jednego chłopa...
Postaci niby modlą się po łacinie, Litwini rozmawiają po litewsku, więc niby ok. Ale kiedy się spotyka orszak litewski księżniczka zdaje się mówić tylko i wyłącznie po litewsku, ale po przybyciu na zamek, królowa mówi do niej po polsku bez tłumacza
Zabawna sprawa jest też choćby we wspomnianej rozmowie rycerza i chłopa - obaj mówią dokładnie w taki sam sposób, ich styl wypowiedzi nie różni się ani trochę. Dialogi są proste i marne i niestety całkowicie dzisiejszą polszczyzną. Wszystkie stroje(nawet zbiega) nówki nieśmigane, zawsze czyste, nawet po wyjściu z krzaczorów i mam wrażenie(nie chce mi się sprawdzać), że postaci zawsze noszą te same stroje
Kolejne kuriozum: chrzest Aldony - mimo, że jest dorosła, to ceremonia wygląda początkowo niemal tak, jak w przypadku niemowlęcia: to król i królowa odpowiadają za nią i obiecują ją wychować w wierze chrześcijańskiej, później zaczyna odpowiadać sama, ale dalej mam z tego podśmiechujkę
Zarówno na Litwie, jak i w Polsce, w każdym budynku mamy przeszklone okna. Szkoda, ze jeszcze nie trzykomorowe z PCV.
Nie chce mi się dalej pisać, ale mam wrażenie, że serial Wiedźmin to okaże się przy Koronie Królów mistrzostwem świata. Bałem się kichy, od kiedy dowiedziałem się, że za scenariuszem stoi Ilona Łepkowska. Niestety to bardziej właśnie emjakmiłościowe niż poważne. Oszczędzali na scenariuszu, na scenografii, na aktorach, na wszystkim... Może błędem jest robienie tasiemca, zamiast zrobienia mniejszej liczby lepszych odcinków. Jeszcze to pośledzę, ale póki co, wygląda to marnie