Wypijcie jeden toast za Niezgułka.
Wszedł pewnego dnia jak do siebie. Z miejsca ustalił, że to my jesteśmy jego ludziami, a on jest naszym kotem. Wszedł, wymiauczał litanię na temat swego marnego losu, jak to nie jadł od tygodnia i z momentem gdy dostał resztę rybki z obiadu, cyrograf zyskał swą moc. To był już jego dom, a nie tylko widzimisię. Najzabawniejsze, że ja alergik-astmatyk, na sam widok kota czy psa dostawałem duszności, a z nim mogłem w łóżku spać i nawet kataru nie miałem. Wiedział do którego domu wejść, no wyczuł to jakoś.
Niezgułek przez swoje rozmiary został wzięty za kociaka mniej niż rocznego. Nope, taka genetyka, był mniejszy niż kotki na osiedlu. Okazuje się, że sam weterynarz pomylił się o 7 lat w ustalaniu jego wieku, naprawdę był małym kotem. Przez to obrywał co rusz na osiedlu od innych kotów, wracał we krwi i w strupach, a my dbaliśmy o to, żeby wrócił do pełni sił. Był dosłownie nieśmiertelny, nieważne w jakim stanie wrócił, pełna miseczka i dużo smyrania, a po tygodniu już siedział na ganku niczym pies stróżujący.
Nigdy nie miauczał bo był głodny, on tylko wymagał by mu nałożyć, był członkiem rodziny, każdy posiłek musiał przynajmniej przesiedzieć z nami. By go podrapać, należało usiąść na fotelu, zawołać go, i wtedy udawał, że dopiero zauważył, by powolnym krokiem wskoczyć na kolana. Za uszkiem? Pewnie! Obok ogona? Bosko! Po brzuszku? Jedno spojrzenie i było wiadomo, że gardzi takimi pomysłami, a odobrazi się za 2 dni.
Nigdy bez powodu, dopóki mu się krzywda nie działa, na nikogo nie syknął ani nie drapnął. Małymi dziećmi opiekował się śpiąc obok i tylko od czasu zaglądając, czy wszystko było w porządku. Większe dzieci mogły go tarmosić jak maskotkę, znosił to bez zająknięcia. Był członkiem rodziny i tak był traktowany.
Reagował jak się go wołało, dokładnie wiedział kto go woła i po tonie głosu czy warto przyjść czy niekoniecznie. Inteligencją przewyższał większość psów. Zawsze wiedział gdy ktoś był smutny, zawsze wiedział czy coś się stało, on dosłownie wyczuwał emocje, a równocześnie potrafił je okazywać. Wierzcie mi, jak był foch to wiedział o tym każdy na kogo spojrzał, bestia inteligentna niczym dzieciak.
2 dni temu zaczął marznąć, przestał jeść. U weterynarza okazało się, że infekcja mu nerki zajęła. Było to już na tyle zaawansowane, że tylko na kroplówkach jechał. Dzisiaj przy podłączaniu kroplówki był tak słaby, że stanęło mu serce, reanimacja nie powiodła się.
Jeśli chcecie, to nijcie za niego. Odszedł dziś przyjaciel rodziny.
Wszedł pewnego dnia jak do siebie. Z miejsca ustalił, że to my jesteśmy jego ludziami, a on jest naszym kotem. Wszedł, wymiauczał litanię na temat swego marnego losu, jak to nie jadł od tygodnia i z momentem gdy dostał resztę rybki z obiadu, cyrograf zyskał swą moc. To był już jego dom, a nie tylko widzimisię. Najzabawniejsze, że ja alergik-astmatyk, na sam widok kota czy psa dostawałem duszności, a z nim mogłem w łóżku spać i nawet kataru nie miałem. Wiedział do którego domu wejść, no wyczuł to jakoś.
Niezgułek przez swoje rozmiary został wzięty za kociaka mniej niż rocznego. Nope, taka genetyka, był mniejszy niż kotki na osiedlu. Okazuje się, że sam weterynarz pomylił się o 7 lat w ustalaniu jego wieku, naprawdę był małym kotem. Przez to obrywał co rusz na osiedlu od innych kotów, wracał we krwi i w strupach, a my dbaliśmy o to, żeby wrócił do pełni sił. Był dosłownie nieśmiertelny, nieważne w jakim stanie wrócił, pełna miseczka i dużo smyrania, a po tygodniu już siedział na ganku niczym pies stróżujący.
Nigdy nie miauczał bo był głodny, on tylko wymagał by mu nałożyć, był członkiem rodziny, każdy posiłek musiał przynajmniej przesiedzieć z nami. By go podrapać, należało usiąść na fotelu, zawołać go, i wtedy udawał, że dopiero zauważył, by powolnym krokiem wskoczyć na kolana. Za uszkiem? Pewnie! Obok ogona? Bosko! Po brzuszku? Jedno spojrzenie i było wiadomo, że gardzi takimi pomysłami, a odobrazi się za 2 dni.
Nigdy bez powodu, dopóki mu się krzywda nie działa, na nikogo nie syknął ani nie drapnął. Małymi dziećmi opiekował się śpiąc obok i tylko od czasu zaglądając, czy wszystko było w porządku. Większe dzieci mogły go tarmosić jak maskotkę, znosił to bez zająknięcia. Był członkiem rodziny i tak był traktowany.
Reagował jak się go wołało, dokładnie wiedział kto go woła i po tonie głosu czy warto przyjść czy niekoniecznie. Inteligencją przewyższał większość psów. Zawsze wiedział gdy ktoś był smutny, zawsze wiedział czy coś się stało, on dosłownie wyczuwał emocje, a równocześnie potrafił je okazywać. Wierzcie mi, jak był foch to wiedział o tym każdy na kogo spojrzał, bestia inteligentna niczym dzieciak.
2 dni temu zaczął marznąć, przestał jeść. U weterynarza okazało się, że infekcja mu nerki zajęła. Było to już na tyle zaawansowane, że tylko na kroplówkach jechał. Dzisiaj przy podłączaniu kroplówki był tak słaby, że stanęło mu serce, reanimacja nie powiodła się.
Jeśli chcecie, to nijcie za niego. Odszedł dziś przyjaciel rodziny.
--
"Więc kim ty jesteś? Tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, lecz czyni tylko dobro" "Oh no, she's killing blind orphans! That's so evil, I mean which is great but blind orphans!" "Odmawianie kobiecie tańca to ignorowanie części jej osobowości. To zniewaga, którą niełatwo zapomnieć. Bowiem ona miała coś do zaoferowania: swoje oddanie. Przed mężczyzną, który z nią nie tańczy, nigdy nie otworzy swej duszy do samego końca."