Tęsknię do czasów, kiedy sci-fi horror kręcili świetni reżyserowie, z dobrą obsadą drugoplanową, kiedy jeszcze komputer nie zastępował scenerii.
Np.:
Predator (1987) - John McKiernan (m.in. Szklana Pułapka, Polowanie na Czerwony Październik)
Alien (1979) - Ridley Scott (nie trzeba przedstawiać)
Terminator (1984) - James Cameron (jw.)
The Thing - John Carpenter (klasyk tego kina)
Te filmy doskonale się ogląda, w ogóle się nie starzeją. Nowoczesne produkcje nie mają tego "czegoś". No bo co?
"Jestem legendą"? - bez jaj
"Znaki"? - kiszka kaszanka
remaki Predatora, Terminatora, Aliena - dno i metr mułu
"X-Men"? - ciągnie na kapitanie Jeanie-Lucu Picardzie i niezłym szwarccharakterze (Ian McKellen), ale ogląda się jak teledysk
"Event horizon"? - jako jedyny się jako tako broni, choć przesadnie epatuje krwią. Mocne punkty Neill i Fishburne.
Powiedzcie, drodzy Bojownicy skąd taka posucha w moim ulubionym gatunku? A może nie potrafię dotrzeć do dobrych współczesnych produkcji?
Np.:
Predator (1987) - John McKiernan (m.in. Szklana Pułapka, Polowanie na Czerwony Październik)
Alien (1979) - Ridley Scott (nie trzeba przedstawiać)
Terminator (1984) - James Cameron (jw.)
The Thing - John Carpenter (klasyk tego kina)
Te filmy doskonale się ogląda, w ogóle się nie starzeją. Nowoczesne produkcje nie mają tego "czegoś". No bo co?
"Jestem legendą"? - bez jaj
"Znaki"? - kiszka kaszanka
remaki Predatora, Terminatora, Aliena - dno i metr mułu
"X-Men"? - ciągnie na kapitanie Jeanie-Lucu Picardzie i niezłym szwarccharakterze (Ian McKellen), ale ogląda się jak teledysk
"Event horizon"? - jako jedyny się jako tako broni, choć przesadnie epatuje krwią. Mocne punkty Neill i Fishburne.
Powiedzcie, drodzy Bojownicy skąd taka posucha w moim ulubionym gatunku? A może nie potrafię dotrzeć do dobrych współczesnych produkcji?