Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Spektakularne sukcesy, których nigdy nie osiągniesz (a którymi pochwalić mogą się trupy)

133 470  
247   23  
Myślisz, że wiele w życiu osiągnąłeś? Że udało ci się spełnić swoje największe marzenia, że zarabiasz więcej niż sąsiad, że żona cię nie zdradza, a twoje dzieci z całą pewnością wyrosną na wykształconą przyszłość narodu? Wiedz, że tak naprawdę twoje życiowe sukcesy można potłuc o kant tyłka – większymi pochwalić się mogą te oto zwłoki, które palcem nawet nie kiwnęły, aby dojść do tego, do czego ty nie dojdziesz nigdy.

Zwyciężyć w wyścigach

Nie znasz dnia ani godziny, kiedy to Ponury Żniwiarz zapragnie wpaść do ciebie w odwiedziny. Wie o tym niejaki Frank Hayes – dżokej, który w 1923 roku brał udział w wyścigu nieświadomy tego, że do mety dojedzie martwy. Frank dostał zawalu serca w siodle i wyzionął ducha, jednak jego ciało pozostało na koniu. Koń tymczasem miał wyjątkowo dobry dzień i dobiegł do mety jako pierwszy. W ten sposób Hayes stał się pierwszym (i jak dotąd ostatnim) martwym dżokejem, który oficjalnie wygrał wyścig.


 

Powalić wroga

Czy wojownik pozbawiony życia może złożyć broń i zaakceptować swoją porażkę? Absolutnie! Najlepszym przykładem jest tu czyn dokonany przez Maela Brigte z Moray – celtyckiego szlachcica, który żył w IX wieku n.e. Mael miał na pieńku z Zygmuntem Potężnym – przywódcą watahy wikingów, która przeprowadziła inwazję na północne wybrzeże Szkocji. Najeźdźca, pragnąc siłą dojść do porozumienia, wyzwał Maela na pojedynek – szlachcic miał stawić się na placu boju w towarzystwie swoich 40 najlepszych druhów i stawić czoła Zygmuntowi i jego 40 osiłkom.


 
Wikingowi obce były jednak zasady fair play i przytaszczył ze sobą dwukrotnie więcej żołnierzy niż Mael – w rezultacie, pomimo zaciekłej walki, Szkoci dostali solidny łomot. Zabity podczas starcia Brigte, podobnie jak wielu jego wojowników, pozbawiony został głowy, a ta – w formie trofeum – zawisła przy siodle dumnego jak paw Zygmunta. I gdy ten tak sobie dostojnie jechał, ząb Maela, smętnie wystający z jego rozdziawionych ust, delikatnie zadrapał udo wikingowskiego wodza. W rance szybko doszło do stanu zapalnego, a następnie całkiem poważnej infekcji, w wyniku której Zygmunt odfrunął do Walhalli.

Zagrać w filmie

Żadna kukła, maszyna, a nawet twór wygenerowany komputerowo nie jest w stanie w sposób doskonały zastąpić aktora z krwi i kości. No, właśnie – kości. W kultowym horrorze „Poltergeist” z 1982 roku, do jednej z najbardziej znanych scen planowano wykorzystać plastikowe kościotrupy. Jednak gdy producenci dowiedzieli się, ile takie rekwizyty będą kosztować, uznali, że taniej wyjdzie zatrudnienie aktorów. Martwych. Szkielety, które pojawiły się w filmie są autentycznymi, ludzkimi szczątkami. Ciekawe czy nazwiska zmarłych pojawiły się na liście płac?


 

Zostać burmistrzem

W 2009 roku spektakularne zwycięstwo w wyborach na stanowisko burmistrza pewnej małej, amerykańskiej mieściny Winfield wygrał niejaki Harry Stonebraker. Gość miał całkiem dobrą kampanię wyborczą – miejscowe media trąbiły o nim non stop. A jak wiadomo – nieważne, co o tobie mówią – ważne by mówili! No, właśnie – w przypadku Harry'ego mówiono głównie o jego śmierci. Facet odszedł na zawał serca dokładnie miesiąc przed wyborami. Karty do głosowania zostały już wydrukowane, więc trudno było usunąć z nich nazwisko nieboszczyka. Stonebraker był tak popularny, że z łatwością zyskał 90% poparcia!


 

Wziąć udział w eksperymencie z pogranicza wiary i nauki

Całun turyński to, jak wiemy, kawał tkaniny, na której widnieje odciśnięta postać mężczyzny zmarłego na krzyżu. Do dziś trwają dyskusje, dotyczące zarówno okresu, w którym relikwia ta miałaby powstać, jak i tego, czy na materiale faktycznie widnieje postać samego Chrystusa.
Jedną z osób, która usiłowała w sposób naukowy zbadać tę sprawę był pewien paryżanin – doktor Pierre Barret, który w latach 30. ubiegłego wieku przeprowadził serię eksperymentów, aby sprawdzić, czy widoczne na całunie krwawe zacieki wywołane rozdarciem skóry faktycznie mogły powstać w sposób naturalny, a nie zostały dodane np. przez jakiegoś sprytnego artystę.
Jedyną metodą było ukrzyżowanie zwłok. Pierre takowe zdobył i zdołał eksperyment przeprowadzić – przez jakiś czas przybijał do krzyża nieszczęsnego nieboszczyka i dokładnie przyglądał się reakcji jego ciała. Dokładna analiza zachowania się zwłok pozwoliła doktorowi stwierdzić, że odcisk widniejący na całunie faktycznie może być traktowany jako relikwia, a nie genialne dzieło fałszerza.


 

Zostać multimilionerem

Wielu artystów zyskuje sławę dopiero po śmierci, jednak żaden z nich nie miał takiego pecha jak Vincent van Gogh. Artysta przez wiele lat niebezpiecznie balansował pomiędzy pragnieniem artystycznego spełnienia a prawdziwym, schizofrenicznym szaleństwem. W późniejszym okresie swojego życia Vincent coraz częściej udowadniał, że malarzem jest kiepskim, ale za to jako nieobliczalny wariat świetnie by się odnalazł w telewizyjnych programach pokroju „Jackass”. Można by więc rzec, że facet wyprzedził swoją epokę. Praktycznie do ostatnich dni życia van Gogh nie spieniężył żadnego ze swoich obrazów. Dopiero pięć miesięcy przed tym, jak artysta popełnił samobójstwo (również paskudnie mało profesjonalne – bidulek umierał przez dwa dni), udało mu się sprzedać jeden jedyny obraz za równowartość dzisiejszych 78 dolców. Tymczasem namalowany w 1890 roku obraz „Portret doktora Gacheta” dokładnie sto lat później trafił na aukcję, gdzie zakupiony został za 82, 5 miliona zielonych! Łącznie, wszystkie obrazy pechowego malarza uzyskały cenę 670 milionów dolarów (nie licząc oczywiście zarobków z biletów na wszystkie wystawy, na których można było podziwiać dzieła artysty)...

 
Źródła: 1, 2, 3

Oglądany: 133470x | Komentarzy: 23 | Okejek: 247 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało