Służba zasadnicza wielu facetom dała się we znaki. O ile w Polsce nikt nie chciał trafić do Ustrzyk Górnych ("może i morza nie ma, ale za to jest fala"), to w Rosji można było trafić do miejsc, gdzie kule naprawdę świszczą nad głową.
"Będąc oficerem, zabrałem żołnierzy z unitarki w Biełgorodzie (miasto w europejskiej części Rosji - przyp. tłum.) do dalszej służby w mojej jednostce. Wszystkich podzielono na dwie grupy - jedną przydzielono mi, a drugą innemu oficerowi z innej jednostki. Gdy żołnierze z mojej grupy zapytali, dokąd pojadą, odpowiedziałem, że na Kaukaz. Na hasło "Kaukaz" wszyscy złapali za telefony i zaczęli gdzieś dzwonić.
Po 15 minutach do dowództwa zaczęli wydzwaniać generałowie-deputowani-bandyci, że tego i tamtego nie wolno wysyłać na Kaukaz.
Dwa dni siedziałem i poprawiałem dokumenty, bo ciągle ktoś dzwonił i wciąż zmieniano mi skład mojej grupy. W rezultacie zostały mi jedynie tzw. "dzieci ludu pracującego", którzy nie mieli żadnych znajomości. Wszyscy z "plecami" poszli do drugiej grupy.
W końcu więc zabrałem swoich i pojechałem z nimi na Kaukaz. A dokładniej na czarnomorskie wybrzeże Kaukazu, czyli do Soczi. Tam moi żołnierze miło spędzili służbę w ciepłym klimacie nad brzegiem morza.
A gdzie pojechała tamta grupa, która wykręciła się od Kaukazu? Trafiła do miejscowości Tiksi w Jakucji, za krąg polarny (średnia temperatura w styczniu -37 stopni).
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą